11.07.2012 20:58
Przebłysk świadomości
Jak wspominałem w poprzednim wpisie (Szczęście) jeździłem już tylko samochodem całkowicie zapominając o świecie jednośladów – wszelkich jednośladów. No dobra, może i "Malucha" ciężko było nazywać PRAWDZIWYM samochodem ale jednak takowym był.
Z całą dobrocią i wszelkimi niedogodnościami - jakie to "Maluchy" miały w zwyczaju.
Czas mijał aż wreszcie, pewnego dnia, naszła mnie myśl, którą idealnie oddaje Adaś Miałczyński w filmie "Nic śmiesznego": "Jak sobie pomyślę, że najlepsze lata mojego życia upłynęły mi w tym podskakującym, grzechoczącym, karłowatym PIERDZIELU…" - myśl, że trzeba zmienić wozidełko na coś co można by nazwać samochodem z prawdziwego zdarzenia :-)
W taki oto sposób, w przypływie szaleństwa i nadmiaru kasy (tak, tak, mimo wszystko praca, która wtedy miałem nie była zła i trochę kasy się odłożyło a resztę wzięło na raty) zanabyłem drogą kupna z salonu nóweczkę – niebieskiego Peugeota 106 (a bo mi się kurde bardzo podobał :-D ).
Ale się nim cieszyłem – jak małe dziecko – coś w tym jest, że faceci są jak dzieci tylko mają droższe i większe zabawki ;-)
Pierwszy powrotny przebłysk motoświadomości nastąpił parę dni po odbiorze z salonu jak leciałem moją śliczną niebieską furką świeżynką nówką salonówką po Wisłostradzie (taka "prawie" droga szybkiego ruchu wzdłuż Wisły w Wawce) gdzie na wysokości Cytadeli tuż przed światłami wyprzedził mnie motocyklista, pojawiając się znikąd, zaczepił o zderzak, zatrzymał przede mną na czerwonym i zaczął coś wymachiwać (i kląć zapewne).
Zrobiło mi się gorąco bo myślałem, że to ja go stuknąłem i że będą jakieś nieprzyjemności i gigantyczne straty na uszkodzeniu motocyklisty kończąc.
Ale gdy światło się zmieniło on poleciał jak pocisk do przodu olewając mnie koncertowo a ja szybko zjechałem na bok oszacować uszkodzenia (i nieco ochłonąć).
Skończyło się na lekkim otarciu zderzaka (nowy samochód został „ochrzczony”) i strachu ale w umyśle zapaliła się lampka – prawdziwe motocykle jeżdżą po ulicach – tych samych co samochody – i potrafią szybciej od nich – trzeba zacząć na nie też uważać.
No bo motocykle wtedy kojarzyły mi się wyłącznie ze sprzętami pokroju WSK’i, które samochodem raczej się wyprzedzało – jak motorowery, rowery i pieszych :-)
I przypomniało mi się jak to „nigdy” już miałem nie jeździć motocyklem z powodu wady wzroku - "lampka" szybko ponownie zgasła.
Mijały kolejne lata, czasem coś motocyklopodobnego minąłem na drodze a czasem (raczej z rzadka) coś motocyklowego minęło mnie ale nie widziałem w tych pojazdach "motocykla" – "widzenie" jako świadome postrzeganie łączące się z tęsknotą, nadzieją, radością i smutkiem jednocześnie :-)
Życie się zmieniało, czas upływał, człowiek doświadczał, mądrzał, rozwijał się, uczył.
Przyszedł wreszcie taki moment kiedy życie zmieniło swoja barwę na radosną i generującą szczęście – poznałem wtedy dużo nowych rzeczy i uczyłem się siebie oraz jak "działają" ludzie. Przestałem się wtedy bać "nowego" a rzeczy, które miały się nigdy nie zdarzyć zaczęły się po prostu dziać :-)
Zacząłem tworzyć rzeczywistość wokół siebie a nie tylko biernie płynąć z prądem.
O szczegółach pisać nie będę tylko przejdę od razu do momentu kiedy kupiłem rower i przypomniałem sobie jak to jest nim jeździć a właściwie jak to jest śmigać jednośladem.
Więc… co by skrócić… kupiłem i już :-) Jako konsekwencja zwiększonej aktywności ruchowej będącej znowuż konsekwencją zmian w moim życiu jakie zachodziły w tempie iście autostradowym (mam na myśli jazdę po nich a nie tempo ich budowy).
Rower przypomniał mi o tym czym jest jazda na dwóch kołach, te z kolei rozbudziły pomysł kupna skutera 50 cm3 - bo mogłem nim jeździć bez prawka kat. A.
Pomysł małego skutera szybko ewoluował z do maxi skutera a ten po uzyskaniu kat. A zamienił się w chęć ujeżdżania normalnego motocykla co stało się faktem :-)
I tak oto minęło 20 lat od momentu kiedy zrezygnowany porzuciłem marzenia o motocyklowaniu do momentu gdy zrobiłem prawko kat. A, zasiadłem za sterami własnego motocykla – prawdziwego – takiego który „porusza duszę” i uległem totalnemu zamotofiurdzeniu.
I nic w tym dziwnego bo przecież "Four wheels move the body. Two wheels move the soul."
Jestem motocyklistą.
Kocham to.
Jazda daje mi prawdziwą radość.
Spełniają się moje marzenia.
Warto marzyć i nigdy, przenigdy nie rezygnować – nawet jeśli nam się wydaje, że się nigdy nie spełni :-)
Dziękuję… za wszystko...
P.S. O samym zdobywaniu uprawnień na ujeżdżanie motocykli pisałem w cyklu moich wynurzeń zatytułowanych „Miłość czy nienawiść” (Sesje: 1. Otwarcie, 2. Pot i łzy, 3. Dylematy, 4. Amok, 5. Pierwsza krew, 6. Powrót) (chętnych ostrzegam – dużo czytania) a o tym jak to się stało, że niemożliwe stało się możliwe pisałem we wpisie "Skąd się tutaj wziąłem - odc. 2 i... ostatni".
Tak oto niniejszym wpisem zakończyłem historyczne i rozwlekłe smęcenie o dochodzeniu do "PRAWDY" ;-)
Kolejne wpisy będą już tylko o teraźniejszości, przyszłości, przemyśleniach, rozterkach, radościach i wszystkim co powoduje, że JESTEM :-)
Trzymajcie się drogi – ona Was prowadzi…
Komentarze : 4
Z motocyklami jest tak, że najpierw się z nich wyrasta, potem, po latach się do nich dojrzewa.
Więc Twoje "historyczne i rozwlekłe smęcenie o dochodzeniu do "PRAWDY" ;-) ", jak sam to ująłeś, jest zgoła dla wielu osób czymś najzupełniej normalnym.
Pozdrawiam i szerokości!
Bardzo lubię takie teksty dookolne. Koterskiego też uwielbiam, choć "Baby są jakieś inne" po obejrzeniu trailera, ominąłem.
Mam nadzieję, że nie zdążę ze starości oślepnąć i ogłuchnąć zanim kolejne się pojawią :D
Ja rozumie ilość nie równa się jakość ale jeden wpis na rok to jednak z deka mało ;)
I znów mogę zakrzyknąć: "Toto żyje !!!"
"I rozjarzam się na mgnienie w uśmiechu z tych co to trzeba mieć ten polor we krwi żeby zmieścić bez pośpiechu pozdrowienie, mimo energicznego pośpiechu przecież". Cytując tegoż klasyka, pozdrawiam. Przyjemny wpis. Taki z peerelowskim klimatem ;)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (14)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)