19.08.2009 16:23
Skąd się tutaj wziąłem - odc. 2 i... ostatni
Ten wpis jest dla mnie - właściwie tylko dla mnie - nie
trzeba go czytać ani komentować - nie po to jest.
Powstaje dokładnie w tym samym celu o którym pisał
"kryzys" w sekcji "o mnie" na swoim blogu -
cytat: "Piszę go głównie po to żebym za parę lat
mógł przypomnieć sobie jak przebiegał proces nauki - przez
co może daruję sobie późniejsze opowieści z cyklu 'nie no
prościzna wsiadłem i jeździłem'".
Tak - ten wpis i
wszystkie następne po to są - może kiedyś ktoś przeczyta i się
zamyśli, a może powie "ale pierdoły" i z obrzydzeniem
nie doczyta do końca.
Trudno.
Nie dogodzi się
wszystkim - trzeba być w zgodzie z samym sobą - choćby to było
najnudniejsze pod słońcem - nie każdy jest fajny ('kul', 'dżezi',
'grówi' czy jakie tam teraz modne słowko jest na topie) -
i dobrze :-)
Żądni wypasu, zajefajności,
ekstremalnych doznań heroiniści - według tego co Janusz
"Prałat" Ogórek napisał ostatnio w swoim
felietonie na motogen.pl - cytat: "(...) jesteśmy pokoleniem
'heroinistów'. Nie w tym znaczeniu, że wszyscy biorą, ale
szukamy coraz mocniejszych wrażeń. Dobre jest to, co mnie kręci i
bawi. Jeśli tak nie jest – zabawka wędruje do kosza. W
życiu jednak nie chodzi tylko o to, by coś ciągle czuć. Nieraz
trzeba pozostać wiernym czemuś mimo wszystko, by pozostać sobą, a
nie być marionetką świata, która w pogoni za czuciem sama
już nie wie, kim tak naprawdę jest."
- niniejszy
wpis NIE JEST dla Was!
Szkoda Waszego czasu na czytanie
:-)
Dla Was jest stunt, ciasne i szybkie winkle,
zamykanie opon, sprawdzanie "ile fabryka dała",
streetfight, ekstremalny freeride, basejump, free fall, slalom
rowerem bez hamulców pomiędzy podporami wyciągu
krzesełkowego, czarne trasy narciarskie pokonywane na krawędziach
oraz inne, mniej lub bardziej legalne formy spędzania wolnego
czasu, wydawania kasy i dopały adrenaliny :-)
Mój
blog taki do tej pory nie był i jak siebie znam to nigdy nie
będzie więc...
Kontynując...
Wracając do tematu z poprzedniego odcinka, jak pojawił się
samochód to beszczelnie i z premedytacją zdradzilem dwa
kółka. Rower się rozsypał ze starości i zaniedbania a
motorower poszedł do innego użytkownika, który z niego
korzystał aż miło - i dobrze bo szkoda by było żeby moja ukochana
maszynka motorowerzynka skończyła tak jak rower :-)
W
końcu motorower darzyłem większym uczuciem niż bicycla więc
chciałem żeby trafił w dobre ręce :-)
Minęło
parę lat za kierownicą czterokółki włącznie ze zmianą
maluszka na coś nieco większego i bardziej komfortowego. Jednak
stary sentyment nie zaginął.
Z licznych rodzinnych
opowieści i drążenia w zakurzonych zakamarkach domu rodzinnego
stryjka oraz w jego pamięci wyszło na jaw, że gdzieś powinny być
elementy dwóch WFM-ek które w czasach swojej
młodości stryjo zaposiadał. Podobno nawet krążyła opowieść, że na
WFM-kę poderwał swoją żonę ale nigdy oficjalnie się do tego ani
jedno ani drugie przyznać nie chciało :-)
Co by nie
mówić podkręciłem więc trochę kuzyna (bo u niego też myśl
o dwóch kółkach z motorkiem powodowała szybsze
bicie serca) no i przegrzebaliśmy całe objeście oraz wszelkie
zakamarki wydłubując wszystko co przypominało choć odrobinę
fragment czegoś co prawdopodobnie było kiedyś motocyklem zwanym
WueFeM'ką :-)
Żeby się już bardziej nie
rozpisywać to powiem, że w końcu z tego chaosu części udało nam
się złożyć coś co wyglądem zaczęło przypominać motocykl
:-)
A nie było łatwo bo czasy były takie, że zdobycie
brakujących elementów stanowiło dodatkowe wyzwanie.
Mimo problemów ze zdobyciem niezbędnych części, dzięki
mojemu doświadczeniu w rozbieraniu i składaniu silnika w
motorowerzynce oraz niezłomnej cierpliwości i wytrwałości kuzyna
udało nam się złożyć do przysłowiowej qpy poza częścią
nośno-jezdną także i silnik.
Trochę to trwało zanim
zechciał się uruchomić ale w końcu operacja zakończyla się
sukcesem - pacjent ożył.
No i zaczęła się jazda po
okolicznych polnych drogach, dróżkach i
bezdróżkach.
Niestety nie było do tej WFM'ki
żadnych papierów a nasza praca włożona w ogarnianie chaosu
miała na celu wyłącznie doprowadzenie do takiego stanu aby złożyć
jedną sztukę, uruchomić, móc się poruszać za pomocą
silnika oraz zatrzymywać w miarę bezpiecznie używając hamulca -
więc nigdy nie było pomysłu rejestracji tego cosia :-)
Jeździła tak chyba ze dwa sezony aż w końcu się nieco
posypała i przestała. Znowu staneła gdzieś w kącie pokrywając
się kurzem z biegiem kolejnych lat. Ja nie miałem do niej
serca bo sam jeździłem już następną nieco większą i nieco
wygodniejszą od poprzedniej czterokółką. A i kuzyn stracił
nieco zapał bo dorósł i zajął się poważniejszymi sprawami
niż dłubanie w starym motocyklu :-)
Ostanio mi
jednak chodzi po głowie pomysł, że może warto było by
odrestaurować nieco staruszkę?
Ciąg dalszy
wynurzeń.
I mijały tak kolejne lata bez
żadnych przygód z motocyklem. Nawet ich nie zauważałem
kiedy śmigały obok mnie na drodze lub stały gdzieś na parkingu.
Znaczy wiedziałem, że są i że poruszają się po tych samych
drogach co czterokółki ale nie zwracałem na nie większej
uwagi (co z oczu to z serca).
Jakoś tak się rozeszło po
kościach to moje zamiłowanie do motocykli aż do pewnego dnia
kiedy dowiedziałem się, że mój znajomy zanabył drogą kupna
motocykl i nawet nim legalnie jeździ.
I to był dla mnie
szok!
Bo on też ma pewne problemy ze wzrokiem i nosi
oulary a skoro jeździ to jak go znam ma na pewno legalnie kat. A
a jeśli jemu dali to dlaczego do jasnej ciasnej mieli by nie
chcieć dać i mi?
Że tak wrocę do wspomnianego tematu
dlaczemu nie robiłem kat. A wtedy kiedy robilem kat. B te 20 lat
temu.
W tamtym momencie to nawet i bardzo chcialem, bo
przeca to był czas kiedy w najlepsze szalałem na motorowerze a że
niewiele trzeba było robić żeby zdać (tylko same manewry na
placu) i mając motorower mogłem sobie ćwiczyć niektóre
wygibasy samemu, to myślalem, że będzie to mały (pan) pikuś.
Niestety - lekarze tak się ze mną cackali, że wykluczyli
całkowicie i nieodwracalnie możliwość kiedykolwiek poruszania się
motocyklem bo nie miałem widzenia obuocznego - cokolwiek to wtedy
znaczyło.
Nie bardzo rozumiałem co ma piernik do wiatraka
skoro na samochód mogłem nie mieć widzenia obuocznego a na
motocyklu musiałem mieć. Droga ta sama, przepisy właściwie też i
czym się różni "nieumiejętność oceny odległości"
w samochodzie od tej samej nieumiejętności będąc na motocyklu,
motorowerze czy rowerze?
Nie kumałem tego wtedy, nie
kumam zresztą i do dzisiaj - jeżdżę z tym "brakiem" po
ulicach już od 20 lat i jakoś nie wydaje mi się, żeby to
przeszkadzało a i spotkań z przeszkodami przez ten czas miałem
może ze dwa (bez większych strat). No ale skoro lekarze tak mi
powiedzieli to przyjąłem to jako aksjomat i tak żyłem z tym
brzemieniem braku szansy na legalne poruszanie się motocyklem po
świecie aż do niedawna - do owego szokującego mnie zdarzenia, że
skoro mój kolega mając problemy ze wzrokiem może to
znaczy, że jest jakaś szansa i dla mnie.
A propos lekarzy
- nie po raz pierwszy zrobili mi taki numer. Znaczy właściwie to
sam go sobie zrobiłem bo ślepo uwierzyłem w to co mi powiedzieli
zamiast zbadać możliwości i szanse co mógłbym zrobić aby
jednak się dało mimo iż twierdzą, że się nie da.
Może
poniższe będzie trochę nie na temat ale w pewnym sensie
przyczyniło się to do tego, że dzisiaj mam bezterminowe prawo
jazdy na obie kat. A i B i zapewne za niedługo zacznę poruszać
się też i motocyklem na poważnie :-)
Odwieczne marzenie
człowieka o lataniu - ja też tak chciałem ale oczywiście z moim
wzrokiem to wogóle nie ma mowy i zakaz całkowity i never
forever - lekarze tak stwierdzili - a ja znowu uwierzyłem i
odpuściłem :-)
O ja głupi! Też niedawno okazało się, że
jednak istnieje urządzenie do latania na które wystarczy
mieć taki stan zdrowia jaki wymagany jest do posiadania kat. B i
można jednak latać - samemu - sterując, kierując, decydując
:-)
I latałem :-D To jest inny świat zupełnie całkowicie
i nieodwracalnie i nie da się tego opisać tak po prostu -
przynajmniej nie tu i nie teraz bo ja przecież miałem o
motocyklach pisać więc wracam do tematu :-)
Skoro miałem
nigdy nie latać a latałem, skoro miałem nigdy nie prowadzić
motocykla a mój kolega prowadził to znaczy, że mam gdzieś
iż czegoś nie da skoro się da i nie wierzę już w żadne never ever
forever - to, że dzisiaj mam kat. A jest kolejnym dowodem dla
mnie, że się da - trzeba tylko chcieć :-)
Dobra. Wracam
do motocykli.
Tak się jeszcze nieco wahałem i nie byłem
zbyt mocno zdecydowany czy robić kolejne podejście pod prawko na
motocykl czy też nie ale przydarzyła się ekstraordynaryjna
okazja. Kończyła mi się terminowa kat. B (terminowa oczywiście z
powodu wady wzroku) wiec żeby nie wymieniać dokumentu po kilka
razy (bo koszty itd.) powiedziałem sobie - dobra -
spróbuję kolejnego podejścia - może jednak tym razem się
uda. W końcu od wielu lat ze wzrokiem nic się złego nie dzieje a
może nawet nieco się polepszył (dziwne, nie?) więc walę do
lekarzy robić wszystkie niezbędne badania.
No i co?
Kolejny szok! Nie dość, że dostałem zgodę na kat. A to jeszcze
bezterminowo i przy okazji też i bezterminowo kat. B :-)
Przymus jazdy w okularach pozostał ale dodatkowo zadbałem o
możliwość korzystania z soczewek kontaktowych więc jakieś tam
ograniczenia są ale nie przeszkadzają one w możliwości legalnego
poruszania się dwu- i czterokółkami :-)
Jakoś tak
dziwnie to wszystko wyszło ale może po prostu musiałem dorosnąć
do tego motocykla albo co ;-)
No niby nie mam 100%
widzenia obuocznego ale okazuje się, że mam je na tyle dobre
żebym jednak mógł prowadzić motocykl! Ha! Ale się
ucieszyłem!
Trzeba było teraz tylko szybko kursik
odbębnić, zdać egzamin i ujeżdżać potwory.
Rzeczywistość
jednak szybko zweryfikowała moje zamotofiurdzenie :-(
Końcówka.
Nauka jazdy
motocyklem niestety nie szła mi tak sprawnie jak sobie to
początkowo zaplanowałem i wymyśliłem.
Było ciężko, czasem
bardzo ciężko. Był pot i krew i łzy. Były chwile zwątpienia,
agresji, załamania, rezygnacji.
Ale była też i ciężka
praca nad sobą, nad umiejętnościami, nad wiarą we własne
możliwości, nad motywacją, wsparciem. Były chwile radości,
uniesienia, zakręcenia, zdziwienia ale też i strachu, obaw,
chorej wyobraźni.
Było mocno i bogato i ekstra i
wogóle niesamowicie, prawie magicznie, coś się gdzieś
przełamywało i rodziło, jednocześnie w bólu i radości -
dziwny stan :-)
To wszystko minęło, jest już za mną i...
wreszcie w końcu mam kat. A! Zdałem!
Nowe bezterminowe
prawko z wpisanymi obiema kategoriami! Czarno na białym (a raczej
na różowym) napisane, że mogę prowadzić motocykle -
wszystkie! Jestem już prawie motocyklistą!
No prawie, bo
jeszcze tylko brakuje mi... motocykla :-)
Taki mały
drobiazg - moja własna maszyna - jak już będzie stała na parkingu
(i oczywiście jeździła w trasy od czasu do czasu ze mną na
grzbiecie) to będę wtedy motocyklistą "pełnom gembom" -
choć początkującym ale zawsze to już coś!
:-)
Dlatego w swej beszczelności i braku samokrytyki wciskam się na
siłę do braci motocyklowej bo czuję się upoważniony do
gadania o tym, że wiem czym jest motofiurda choć kompetencje w
tym temacie mam prawie zerowe :-)
I to już
koniec przydługiego tłumaczenia skąd ja tu.
Ciągi dalsze jeśli nastąpią, będą opowiadały już o zupełnie
innych rzeczach choć możliwe, że nadal (i mimo wszystko) krążyć
będą wokół motocykli.
A jeśli nie?
Cóż... zniknę wtedy tak jak się pojawiłem - pozostawiając
swoje wpisy ku potomności lub niebytowi internetu i pamięci lub
niepamięci tych którzy dali radę je przeczytać...
Komentarze : 9
Początek intersujący :) Dobrze piszesz. I niegłupio - przynajmniej jak dla mnie :)
I mimo, żem młodszy chyba sporo - podzielam mocno twoje zdanie - przynajmniej względem tego wpisu :P
Jedziemy dalej ...
No proszę jak uroczo :) podobna droga, podobne przeżycia i podobne problemy. Jednak jest część społeczeństwa która może jeździć motocyklami nie z powodu mody a tylko dla własnej radości. Nie ma potrzeby integrowania się na siłę czy jeżdżenia "w stadzie". Zatem na tym etapie życzę łagodnego przejścia problemów z wyborem i zakupem motocykla.
Pozdrowienia od kolejnej świezynki :)
B - 23.05.1995 / A - 13.08.2009
Malgorzata, zdasz napewno - nie ma innej możliwości :-) Co do reszty to dzięki za wsparcie i życzenia :-) A motocykl kupię ale dopiero w przyszłym sezonie. I wtedy się dopiero zacznie prawdziwa "przygoda" ;-)
mam 23 lata prakwo kat A od kilku miesięcy jeżdżę bladym wcześniej miałem sporo do czynienia z motocyklami były dokładnie 3 przed prawem jazdy ... trochę pośmigałem trochę szalałem i raz zaliczyłem dość konkretny szlif po asfalcie. Teraz śmigam litrową szlifierką i powiem szczerze po przeczytaniu obu części Twojego "wywodu" nie zamieniłbym żadnej chwili spędzonej na motorze na nic innego... tak jak pisałeś na początku lubię skoki adrenaliny na ile się da wywołuje je zgodnie z prawem ( czasem przekroczę prędkość lub tym podobne) ale wracając do tematu Witam Cię w świecie motocykli i serdecznie namawiam do zakupu własnego "dwukółka" i poczucia nieopisanej radości z jazdy w chwilach gdy masz na to i czas i warunki i ochotę :)
Pozdrawiam i życzę szerokości zarówno samochodem jak i motocyklem :):)
Małgorzata, ja już trzymam za Ciebie kciuki, egzamin pójdzie bezbłędnie i będziesz miała A i moto. Do autora bloga: miałem problem ze wzrokiem - widzenie jednooczne. Kiedy starałem się o B wieki całe temu, miałem 16 lat - wtedy było można. Wyrok lekarza oznaczał odczekanie do wieku 25, żeby robić upragnione prawko. Z dzisiejszej perspektywy to nic, wtedy wieczność cała. Ale udało się załatwić zgodnie z prawem świadectwo u innego okulisty. W prawku od zawsze wbita była konieczność jazdy w okularach. Kiedy odebrałem nowe już A i B - to ograniczenie znikło! Nie ma! A mnie te okulary na ptaszka były, po 47 latach łażenia w okularach mogłem je schować do szuflady i kupić se fajne przeciwsłoneczne. Jak masz plusy, z wiekiem idzie na lepsze, tylko trzeba obstalować do czytania :)))))) Ja coś czuję, że Ty to lubisz (dwa koła), tylko nie udało Ci się położyć na pierwszej ósemce od razu maszyny na kolano i to Cię napełniło melancholią.
do "twoja stara"
czasami bywa tak iż lepiej się nie odzywać i tylko wydawać się głupim niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości, moje rozwiałeś skutecznie
A jednak ktos czyta te twoje wypociny i w przeciwienstwie do poprzedniego komentarza czytalam go z checia i uwaga.Ja tez czekalam na swoj motocykl 20 lat i nie z powodu wady wzroku,wlasciwie nie wiem dlaczego.Nie wazne.Wazne ze niedlugo bedzie.Jezel mozesz to trzymaj za mnie kciuki bo zdaje niedlugo egzamin.Pozdrawiam i moze do zobaczenia niedlugo na trasie.
j
żenada jebnij się w łeb staruchu xD :D
Anty motocyklisto
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (14)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)