trochę. tak samo ciagle forum tez ...
Najnowsze komentarze
komandos2011
do: Wpadłem w nałóg, pomocy!
do:
No to niech czyta :-) Zapraszam :-)
do:
Moja żona powinna to przeczytać, t...
do:
Z motocyklami jest tak, że najpier...
do:
Więcej komentarzy
Bardzo lubię takie teksty dookolne...
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
Moje linki
<brak wpisów>
10.08.2009 12:16
Skąd się tutaj wziąłem - odc. 1
Odcinek pierwszy długiej opowieści jako odpowiedź na pytanie "skąd?".
Cóż, ogólnie rzecz biorąc to jednoślady są częścią
mojego świadomego życia - świadomego, czyli od momentu kiedy
zaczynają się moje najdawniejsze wspomnienia. Niestety nie
pamiętam czasów kiedy po raz pierwszy uczyłem się panować
nad jednośladem czyli rowerem. Nie były to chyba traumatyczne
doświadczenia ale od kiedy sięgnę pamięcią, umiałem się tym cudem
techniki jako tako poruszać.
No dobra, wiem - rower to nie motocykl ale co jednoślad to jednoślad - pewne zasady są niezmienne - musisz się poruszać żeby się nie wywrócić, czym szybciej się poruszasz tym trudniej się wywrócić a jeśli się nie poruszasz to musisz się podpierać nogami żeby się nie wywrócić (podpierać o ile sięgasz nogami do ziemi). A jak już się poruszasz to musisz pamiętać, że przy skręcaniu pochylasz się razem z jeździółką w jedną lub w drugą stronę i nie ma w tym nic dziwnego i nienaturalnego - tak ma być.
I w zasadzie tyle.
Pozostałe rzeczy poza umiejętnością utrzymania równowagi i bardzo wolnej jazdy (bez wywrotki) takie jak: środki ciężkości, siły odśrodkowe, prędkość, stabilność, przeciwskręty itp itd to już wyższa szkoła jazdy i w zasadzie nie myśli się o tym wtrakcie a jedynie wtedy kiedy chce się nieco powymądrzać ;-)
Potem był motorower - też jednoślad ale już z moto - prawie już nie rower i prawie jak motocykl tyle, że "prawie" robi... :-). Dawno to było więc i motorower słusznej daty bo Romet - polska myśl techniczna, przerobiony przez poprzedniego właściciela na coś w kształcie choppera, wielokrotnie rozbierany i składany przeze mnie osobiście włącznie z całkowitą rozbiórką silnika (na drobne) i wszystkiego co się tylko dało rozebrać.
Oczywiście złożone do qpy po wymianie niezbędnych części, ślicznie wyczyszczone, wypucowane i doprowadzone do stanu używalności czyli zarejestrowania i poruszania się tym cudem (właściwie to cudakiem) po drogach publicznych.
Oj, jeździło się trochę, korzystając z każdej nadarzającej się okazji. Kręciło się kilometry w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego a i wycieczkami w okolice Wyszkowa i Łochowa nie gardząc :-)
Następnie pojawił się samochód - hmm... maluch czyli Fiat 126p.
Tak jak wielu prawdziwych polskich kierowców "musiało" zaczynać swoją przygodę z czterema kółkami od malucha tak musiałem i ja :-)
Podobnie jak wielu współczesnych doświadczonych życiem polskich dosiadaczy motocykli zaczynało od motorynki (ja na motorynkę byłem już za stary, za duży i za ciężki dlatego pierwszy był motorower) tak i ja zaczynałem od czegoś maksymalnie najmniejszego i najprostszego w obsłudze.
c.d.n.
No dobra, wiem - rower to nie motocykl ale co jednoślad to jednoślad - pewne zasady są niezmienne - musisz się poruszać żeby się nie wywrócić, czym szybciej się poruszasz tym trudniej się wywrócić a jeśli się nie poruszasz to musisz się podpierać nogami żeby się nie wywrócić (podpierać o ile sięgasz nogami do ziemi). A jak już się poruszasz to musisz pamiętać, że przy skręcaniu pochylasz się razem z jeździółką w jedną lub w drugą stronę i nie ma w tym nic dziwnego i nienaturalnego - tak ma być.
I w zasadzie tyle.
Pozostałe rzeczy poza umiejętnością utrzymania równowagi i bardzo wolnej jazdy (bez wywrotki) takie jak: środki ciężkości, siły odśrodkowe, prędkość, stabilność, przeciwskręty itp itd to już wyższa szkoła jazdy i w zasadzie nie myśli się o tym wtrakcie a jedynie wtedy kiedy chce się nieco powymądrzać ;-)
Potem był motorower - też jednoślad ale już z moto - prawie już nie rower i prawie jak motocykl tyle, że "prawie" robi... :-). Dawno to było więc i motorower słusznej daty bo Romet - polska myśl techniczna, przerobiony przez poprzedniego właściciela na coś w kształcie choppera, wielokrotnie rozbierany i składany przeze mnie osobiście włącznie z całkowitą rozbiórką silnika (na drobne) i wszystkiego co się tylko dało rozebrać.
Oczywiście złożone do qpy po wymianie niezbędnych części, ślicznie wyczyszczone, wypucowane i doprowadzone do stanu używalności czyli zarejestrowania i poruszania się tym cudem (właściwie to cudakiem) po drogach publicznych.
Oj, jeździło się trochę, korzystając z każdej nadarzającej się okazji. Kręciło się kilometry w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego a i wycieczkami w okolice Wyszkowa i Łochowa nie gardząc :-)
Następnie pojawił się samochód - hmm... maluch czyli Fiat 126p.
Tak jak wielu prawdziwych polskich kierowców "musiało" zaczynać swoją przygodę z czterema kółkami od malucha tak musiałem i ja :-)
Podobnie jak wielu współczesnych doświadczonych życiem polskich dosiadaczy motocykli zaczynało od motorynki (ja na motorynkę byłem już za stary, za duży i za ciężki dlatego pierwszy był motorower) tak i ja zaczynałem od czegoś maksymalnie najmniejszego i najprostszego w obsłudze.
c.d.n.
Komentarze : 2
2009-08-10 13:48:27
beebas
Ech.. Simak S51 ty była wyższa liga :-) Marzenie tamtych czasów :-) I ładny i cichy i wygodny i mocniejszy i mniej awaryjny i oszczędniejszy i wogóle wszystko było najlepsze i najpiękniejsze i och i ach :-) Tyle, że finansowo nieosiągalny :-( Łatwiej wtedy bylo mi kupić używanego "malucha" niż wymarzonego Simsona - rodzice woleli rzebym jeździł samochodem niż motorowerem :-) Bo od motoroweru do motocykla - tego diabelskiego morderczego potwora to już krótka droga :-) Więc...
2009-08-10 13:07:57
juno
Miłe milszego początki ;D Ja zaczynałem od Simaka S51. Stara, dobra maszyna z DDR-u. Pamiętam, że jeszcze w czasach gimy kumple moi mieli Ogary z silnikami 60 ccm :> Fajnie tak powspominać ;D
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (14)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)