• » RiderBlog
  • » beebas
  • » Miłość czy nienawiść - sesja przedostatnia - "pierwsza krew"
Najnowsze komentarze
komandos2011 do: Wpadłem w nałóg, pomocy!
trochę. tak samo ciagle forum tez ...
No to niech czyta :-) Zapraszam :-)
Marcin z Łodzi do: Wpadłem w nałóg, pomocy!
Moja żona powinna to przeczytać, t...
tamarixis do: Przebłysk świadomości
Z motocyklami jest tak, że najpier...
Bardzo lubię takie teksty dookolne...
Więcej komentarzy
Moje linki
<brak wpisów>

07.10.2009 11:03

Miłość czy nienawiść - sesja przedostatnia - "pierwsza krew"

No i stało się... Poniższe to zapis mojego pierwszego zetknięcia z ziemią (a konkretnie asfaltem) po upadku z wysokości kierowcy motocykla. Dawne to były dzieje i rany już zagojone aczkolwiek skoro sezon zbliża się do końca to warto powspominać co nieco :-) Przy okazji informuję, że jest to przedostatni wpis z serii "Miłość czy nienawiść". Kolejny i ostatni odcinek w przyszłym tygodniu. Miłego czytania.
No dobra, ósemki, slalomy, górki, biegi, redukcje, hamowania i inne cuda wianki jako tako wychodzą. Podpórka się jeszcze czasem trafi ale już raczej z rzadka. Kręcenie łbem i kierunkowskazy już nie przeszkadzają w jeździe. Hamulce, klamki, manetkę też już jakoś ogarniam. Miasto już parę razy też było i to nawet bez krzykacza za plecami. To wewnętrzne "coś" też już znam. Gleby póki co nie zaliczyłem więc nie jest źle - tak mnie się zdaje :-)
Chyba zaczyna mi się to trochę podobać - wreszcie :-)
To gdzie dzisiaj? Znowu mi wlazł na plecy... Ech... O! Chyba jedziemy na trasę egzaminacyjną... tak! Miasto na luzaka już było a trasy egzaminacyjnej jeszcze nie. Będzie pierwszy raz motorem. Chociaż przecież znam ją dobrze... prawie na pamięć... jechałem nią samochodem już kilka razy... ale nie dam po sobie poznać :-)
Ciągle jeszcze na mnie pokrzykuje i strofuje. A to, że wjechałem jak nie powinienem albo, że nie wjechałem choć mogłem i powinieniem. Ciągle coś robię nie tak, niby mi ta jazda idzie już jako tako i nie mam większych problemów z opanowaniem motocykla (nawet paluchów już nie pcham pod klamkę) a ciągle jest milion powodów do połajanek. Do kitu z takim jeżdżeniem! Co jest, że jak jestem za kierownicą furki to nie mam większych problemów z poruszaniem się a jak wsiądę na moto to zaraz czuję się jak totalnie wyprany z umiejętności :-( Dupa, dupa, dupa...
Wróciliśmy... chyba nie był zadowolony bo nic nie powiedział... jeździć po placu kazał... Morale mi siadło. Włączyłem sobie mantrę "coś mi dzisiaj nie idzie".
Kręce się po tym placu i kręcę i z każdym kółkiem czuję się coraz gorzej. Szkolne błędy, moto wogóle mnie nie słucha choć przecież pozbyłem się "plecaka" to powinno być łatwiej niż było na mieście... kurde jestem już bliżej końca niż dalej w tych jazdach a jest zamiast coraz lepiej to coraz gorzej. Czuję się coraz mniej pewnie. Moto już totalnie mnie olewa... czuję narastające napięcie... To "coś mi dzisiaj nie idzie" słyszę w swojej głowie coraz częściej... muszę się zatrzymać... chwila oddechu, zebrać myśli, jak dalej tak będę sobie wmawiał, że coś mi nie idzie to jeszcze uwierzę i przyglebię a tego nie chcę. Spokój, tylko spokój. Będzie dobrze... tylko muszę się skupić... poćwiczyć... może to tylko troszkę gorszy dzień... zdarza się... nawet najlepszym... a co dopiero początkującym. Dam radę. Jadziem. Ósemki... tak mi nieźle szły a dzisiaj coś koszmarnego... jeszcze parę kręciołów. Jedna, druga, podpórka... jeszcze raz... jedna... podpórka, co jest? Cholera! Jeszcze raz. Okrążenie i najazd, jedna, druga, oj... Szit! Fak! Ała!
Zgasł. Stanął w miejscu i gleba. Leżę. Moto też. Szybko na nogi. Żyję. A moto? Też chyba nic nie odpadło. Podnieść jak najszybciej. Ktoś zauważył? Chyba nie. Nikt nie leci do mnie więc chyba obeszło się po kościach. Szybkie oględziny maszyny... żebym tylko nic nie uszkodził... sprawdzam... klamki całe... nic się nie porysowało... może tylko gmole nieco ucierpiały choć i tak wyglądają jakby ćwiczone były nie raz. Co dalej... odpalił... biegi wchodzą... rusza... hamuje... kierunki... lampy... wszystko działa, chyba jest ok. Jak to dobrze, że te gmole są wszędzie gdzie się tylko da. Teraz ja. Cały? Cały. Ubranko? Całe. Jakieś straty? Hmm... łapa boli. Acha! Tu cię mam! Jest pierwsza krew :-) Obtarłem dłoń kiedy upadałem na asfalt - w mordę, nie sądziłem, że taki drobny epizod zakończy się ranami :-) Trzeba będzie jednak zadbać o dobry strój i rękawiczki zanim wsiądę na swoje własne moto bo można sobie kuku zrobić nawet na takiej małej wywrotce :-) No dobra, moją największą kursową obawę mam za sobą. Teraz już może być tylko coraz lepiej :-)
Jeszcze parę kółek, ósemek, górek i oby do końca jazdy. Kursowa glebcia zaliczona. Już się więcej nie wywalę, na pewno nie na tym kursie :-)
Ciekawe jak mi teraz będzie szło na kolejnych jazdach?
Po dzisiejszym dniu nie mogę powiedzieć żebym bardziej polubił motocykle choć mimo wszystko, z lekcji na lekcje nienawiść gdzieś znika a zastępuje ją ciekawość i chęć lepszego poznania.
To jeszcze nie miłość ale...
Komentarze : 2
2009-10-07 12:13:53 beebas

Wiem, wiem, czytałem ;-) Cierpiało Twoje ego przez kilka wpisów :-) No ale chyba po tym jak już masz 6000 km na własnym wymarzonym moto za sobą to nie boli już nic a nic, prawda? :-) Nie miejsce na to ale wyobraż sobie sytuację, że ucząc się jazdy na motocyklu gleby miałbyś średnio od kilku do klikunastu razy na każdej lekcji :-) I tak przynajmniej przez te 20 obowiązkowych godzin :-) No masakra by była, nie? :-) Na szczeście z moją dotychczasową przygoda motocyklową tak nie było (tylko jedna gleba) aczkolwiek miałem takie "miłe" doświadczenie kiedy uczylem się jeżdżenia na nartach :-) A to było raptem parę lat temu (nie w dzieciństwie czy młodości) :-) Dzisiaj śmigam na nich z ciągłym bananem na twarzy :-) Z motocyklem też tak będę miał :-) Obiecuję :-)

2009-10-07 11:53:52 Kryzys

He he, ja swoją pierwszą glebę zaliczyłem w czasie kursu - i to jadąc w mieście. Aby było gorzej minął mnie wtedy motocyklista który z wyrozumiałością oglądał jak zbierałem się z asfaltu. Moje ego zostało wóczas w miescu zdarzenia i ucierpiało bardzo. :) Druga gleba to wynik nadgorliwości i testowania czy zrobię ósemkę moim nowym nabytkiem :) Czyli okoliczności identyczne z Twoimi. Nie wyszło najlepiej ale skoro udało się szybko zapolerować lekkie zarysowanie plastiku - to nawet ego szyciutko doszło do siebie :)
Pozdrowienia

  • Dodaj komentarz